„Mieszkamy obok czynnego wulkanu, który dwa razy prawie nas zabił – ale nie chce się ruszyć”

Kobieta i jej córka przyznały, że obie miały szczęście, że przeżyły po katastrofalnej erupcji wulkanu na Montserrat , która zniszczyła dwie trzecie wyspy. Olivette i Adena Johnson udzieliły ekskluzywnego wywiadu dla „The Mirror” o tym, jak dwukrotnie uniknęły śmierci po ucieczce przed niszczycielskimi wybuchami wulkanu w Soufriere Hills w połowie lat 90.
Co jeszcze bardziej niezwykłe, matka i córka nadal mieszkają na karaibskiej wyspie, podczas gdy wulkan, który nie wybuchł od 2010 roku , pozostaje aktywny. Adena dokumentuje życie na Montserrat na swojej stronie TikTok, prezentując je w całej jego barwnej okazałości, ale przyznała, że dotarcie do tego etapu było trudne.
Powiedziała: „Przenieśliśmy się na wyspę Saint Thomas [na Wyspach Dziewiczych Stanów Zjednoczonych]. Zostaliśmy tam około dwóch lat i potem, myślę, że mama i ja mieliśmy już dość i bardzo tęskniliśmy za domem. Wróciliśmy na Montserrat”.
35-latka i jej mama po raz pierwszy zwróciły na siebie uwagę świata , tworząc trzyczęściową serię filmów na TikToku na swoim kanale @adenadmj , w której wyjaśniły, dlaczego mieszkają obok czynnego wulkanu. Jednak uważni widzowie wiedzieli, że nie chodzi o byle jaki wulkan.
W tym roku minęło 30 lat od pierwszej erupcji wzgórz Soufriere po prawie stu latach uśpienia. Mieszkańcy zostali zmuszeni do ucieczki, gdy spływy piroklastyczne pochłonęły pobliskie domy i firmy, a miasta, w tym dawna stolica Plymouth , stały się miastami widmami.
Dwa lata później, w 1997 roku, doszło do jeszcze bardziej niszczycielskiej erupcji, która zmusiła Johnsonów i inne rodziny do przeprowadzki do innych krajów, w tym do Wielkiej Brytanii, ponieważ Montserrat jest brytyjskim terytorium zamorskim. W wyniku erupcji zginęło około 19 osób.
Od tego czasu na dwóch trzecich powierzchni wyspy obowiązuje strefa wykluczenia, do której większość ludzi, z wyjątkiem naukowców i zatwierdzonych przez rząd przewodników turystycznych, nie ma wstępu.
Po wybuchach wulkanu liczba mieszkańców Montserrat spadła z 11 500 do 1 200, ale od tego czasu wzrosła do 4 395.
68-letnia Olivette wspominała dwa wstrząsające momenty. Pierwszy miał miejsce, gdy ona, Adena, krewni i przyjaciele wpakowali się do samochodu, aby ewakuować się po tym, jak urzędnicy nakazali ludziom opuścić lokalną społeczność. Jednak nakaz ewakuacji zaskoczył tę od urodzenia mieszkankę Montserrat.
„Kiedy usłyszałam syrenę i kiedy zawołali, że musimy się ewakuować, nawet nie wiedziałam, że mamy wulkan!” – przyznała. „Ale potem byliśmy pierwszą wioską, która się ewakuowała. Musieliśmy przenieść się na sporą odległość do innej wioski.
„Pamiętam, że kiedy powiedzieli, że mamy się ewakuować, to byliśmy ja i Adena. Mam siostrę, a ona ma dwójkę dzieci, a ona miała jeszcze kogoś przy sobie i wszyscy wsiedliśmy do jednego samochodu. Siedmioro z nas w jednym samochodzie. Był pełny, więc musieliśmy się wyprowadzić i pojechać do innej wioski”.
Dodała: „Kiedy wyjrzeliśmy przez okno, zobaczyliśmy naukowców i ich, jadących w moim kierunku. Zatrzymali się przy mojej bramie i powiedzieli: «Musicie teraz wysiąść, bo to, co się dzieje, nie jest zbyt dobre»”.
Drugim wstrząsającym momentem było to, gdy zobaczyła, jak jej przyjaciela przetransportowano helikopterem, a jednocześnie widziała, jak część wyspy została pochłonięta przez piroklastyczne masy wulkaniczne.
Powiedziała: „A potem zobaczyłeś helikopter, [ja] zobaczyłam, gdzie on jest, zabraliśmy go i mojego kuzyna i zawieźliśmy ich na szczyt wzgórza, skąd obserwowaliśmy wszystko, co schodziło do morza. Więc mogę powiedzieć, że dwa razy ominęła mnie śmierć”.
W momencie wybuchu wulkanu Adena była jeszcze dzieckiem, jednak pamiętała, jak kościoły na wyspie stały się prowizorycznym schronieniem dla rodzin, w tym również dla jej rodziny.
„Wielu z nas musiało się przeprowadzić” – powiedział specjalista ds. marketingu. „Wyprowadziliśmy się z [wioski] Long Ground i trafiliśmy do schroniska przy kościele Judy Piece. Wiele kościołów w Montserrat stało się schroniskami, ponieważ nie było wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić wszystkich. Dlatego kościoły, centra społecznościowe i tym podobne miejsca służyły nam za schronienie. Przez jakiś czas przebywaliśmy w kościele”.
W czasie wybuchu epidemii Olivette pracowała z domu jako krawcowa, szyjąc stroje dla policji Montserrat – pracę tę wykonuje do dziś. Po tym, jak zmuszona została do opuszczenia domu, narastały obawy o to, jak zdobyć pieniądze dla swoich dzieci – ale wsparcie przyszło z nieoczekiwanego źródła.
Adena wyznała: „W tym czasie mieszkaliśmy w kościele, a moja mama pracowała na lotnisku”.
Jej mama wyjaśniła: „Ponieważ wcześniej szyłam w domu i nie miałam dokąd pójść, on [jej kolega] powiedział mi, że mogę przynieść maszynę do szycia na lotnisko do sklepu wolnocłowego i tam szyć”.
Niestety dla Olivette i wszystkich na lotnisku WH Bramble, wytchnienie okazało się krótkotrwałe, ponieważ wkrótce zostali zmuszeni do ewakuacji – wulkan zniszczył lotnisko. Jedna z głównych dróg do ratunku w kraju została odcięta i do dziś pozostaje w strefie wykluczenia.
Rodzinie udało się na jakiś czas przeprowadzić na Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych. Jednak, jak wspomniano wcześniej, zatęsknili za domem i wrócili do domu. Nie żałują tego.
Trzy dekady później Johnsonowie cieszą się życiem w swoim domu w Gerald's, wiosce na północy Montserrat, 4 km na wschód od nowej stolicy Brades. Kiedy się tu przeprowadzili, zaangażowali się w prace odbudowy, oczyszczając część swojej okolicy z pyłu wulkanicznego i przystosowując się do nowego życia.
Teraz żyją w zżytej społeczności i z dumą pokazują, jak Montserrat odrodził się z popiołów.
„Podoba mi się, gdzie mieszkamy” – rozpromieniła się Adena. „To bardzo nastawiona na społeczność wioska. Piękno życia na Montserrat i niewielka powierzchnia naszej osady sprawiają, że jesteśmy trochę bardziej ze sobą zżyci. Mamy więc sąsiadów – powiedzmy, że podróżujemy i mówimy im: »Hej, pilnuj mojego domu, kiedy mnie nie będzie«, a on to robi”.
Oprócz pracy w marketingu Adena używa TikToka, aby dzielić się historią przetrwania swojej rodziny, szczególnie z młodszymi pokoleniami, które nie miały okazji doświadczyć na własnej skórze horroru, jaki dotknął wyspę.
Podsumowała: „Jest pokolenie na Montserrat, które prawdopodobnie nigdy nie doświadczyło erupcji wulkanu i prawdopodobnie nie ma wokół ludzi, którzy byliby gotowi podzielić się swoimi historiami. A ja naprawdę chciałam wykorzystać tę platformę, aby zwiększyć świadomość niektórych historii związanych z wulkanami, ponieważ to właśnie one w pewnym sensie kształtują to, kim jesteśmy jako mieszkańcy Montserrat”.
Możesz znaleźć tę historię w Moich Zakładkach. Możesz też przejść do ikony użytkownika w prawym górnym rogu.
mirror.